— „Regino! — zawołałem upojony, — nakoniec wracasz do mnie... jesteś znowu moją Regin?.. kochasz mię?...
„O! tak jest... Niech się stanie co chce...kocham cię zawsze, i bardziéj jak kiedykolwiek... Umiéram z téj miłości... ale nie mówię tego... i powiedzieć nie mogę... jam mu tyle winna... jemu! Ale mniejsza o to... ha!... ta śmierć słodką jest dla mnie... mój Juście ukochany... bo umieram z myślą o totobie.....
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
„Rozdzierający okrzyk który mimowolnie wydałem wyrwał panią de Montbar z szału jaki jej umysł obłąkał.
„Zadrżała niby niespodzianie przebudzona, spojrzała na mnie błędnym wzrokiem i rzekła prowadząc obie ręce po czole:
— „Czy my tu już dawno jesteśmy... Jerzy?
„Łkania mówić mi nie dozwalały, szczęściem noc już prawie zupełnie była zapadła. Zona moja nie widziała że płaczę! odpowiedziałem więc:
— „Tak jest... już dosyć dawno... ale już późno; może wrócisz do pokoju?
— „Jak chcesz, mój przyjacielu, — odparła łagodnie niedostrzegając zmiany w moim głosie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
„Przerwałem ten list, przyjacielu, bo zbytne cierpienie pisać mi nie dozwalało.