I teraz miałżebym opuszczać Reginę, kiedym tak długo patrzał na ten obraz smutku i nieszczęścia! Nie... nie... jeżeli zasłużyłem na jaką nagrodę... niech nią będzie widok szczęścia, do którego przyczyniłem się wszelkiemi siłami, a nieznaném poświęceniem.
Nie... od dzisiaj za kilka tygodni... nie, skoro Regina zezwoli nie opuszczę jéj nigdy.
A jeżeli z czasem przywyknę do tego słodkiego istnienia obok pani de Montbar, jeśli potrzeba niebezpiecznego jéj dla mnie widzenia tak się wcieli we mnie, iż nie zdołam go wyrzec się, jeśli księżna uważając mię jako dobrego i wiernego sługę z którym się nigdy nie rozłączamy... powić mi kiedy:
— Marcinie... wszak ty mię nigdy nie opuścisz?
Jakże jéj odmówić? kiedy żądanie jéj zupełnie odpowie życzeniu mojego serca!
Ależ... życie moje upływać będzie na bezpłodnéj, samolubnéj służebności, nic go nie podniesie... Dotąd mogłem wyświadczać Reginie przysługi, których inne zajmując stanowisko w społeczności wyświadczaćbym nie mógł... teraz zadanie moje spełnione... Wspaniałomyślnością doktora Clément zabezpieczony od niedostatku, mogę i powinienem nadać mojemu życiu cel wznioślejszy, pożyteczniejszy... korzystniejszy dla moich braci w ludzkości, jak powiadał mój dobroczyńca.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1767
Ta strona została przepisana.