kłam mu, — ale pan mi wierzyć nie chciałeś. „Teraz już wierzę, — odpowiedział; i wiém z pewnością że Baskina nie ma kochanka. Dlatego też nie rozpaczam, bo nakoniec ona mię kochać musi... Niepodobna aby się oparła tysiącznym ofiarom jakie już uczyniłem i jeszcze uczynię, nim nawet o nich zamarzy, a to wszystko jedynie w nadziei zyskania jéj miłości.“ — Przysięgam ci Leporello, że istotnie żałowałam tego biédnego markiza: bo raz wściekał się że aż truchlałam ze strachu, drugi raz płakał jak dziecko.
— A twoja pani?
— Była jak marmur... a nawet gorzéj... bo marmur nie śmieje się...
— To ona śmiała się z niego?
— Śmiała... ale ten śmiéch... człowieka dreszczem przejmował.
— Ależ to chyba wcielony szatan ta nasza pani?
— Tego się właśnie boję.
— I cóż się stało z biédnym markizem?
— Umarł.
— Umarł... z miłości?... cóż znowu?
— Z miłości... i... kuli, którą sobie wpakował w samo serce.
— Astarté, chyba żartujesz?
— Całą rzecz zatajono; wspominano tylko o gwałtownym ataku apoplexyi — ale markiz zabił
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1801
Ta strona została przepisana.