— Otóż stoją na przeciw siebie, — pomyśliła Baskina, mierząc obu spojrzeniem pełném dzikiéj radości, — Scypio z buntem i nienawiścią w sercu, ojciec z groźbą na ustach... Mam ich nakoniec!
Scypio przez chwilę stał niemy, nieporuszony we drzwiach budoaru; wreszcie wszedł do salonu, blady, zmieniony przerażającém uczuciem gniewu, nienawiści, oburzenia przeciw ojcu, w którym utkwił wzrok ponury, niedowierzający.
— A więc wiedziałeś że jestem tutaj? — rzekł do hrabiego, — i dlatego tak głośno mówiłeś?
— Tak jest... nieugiętym głosem odparł hrabia i obracając się do Baskiny dodał;
— Dlatego to pokonałem okropny wstręt widzenia się z panią... Wiedziałem że mój syn jest tutaj... tam w tym gabinecie — i w obec pani... chciéj to pani pamiętać, w obec pani chciałem mu dać surową naukę, która wsparta moją niecofniętą wolą, podwójną mu korzyść przyniesie.
— Słyszałem każde pańskie słowo, — głucho odparł Scypio, — i nie zapomnę żadnego.