Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1854

Ta strona została przepisana.

i... o łaskę zaślubienia twojéj Rafaeli?... czyliż... taka...
— I ty ze mnie szydzisz w téj chwili! — zawołał Scypio przerywając Baskinie, ależ chyba nie masz litości?!
— Tak jest, nie będę jéj miała... boś dozwolił temu człowiekowi, aby cię wydrwił, wyszydził, a ja jestem tyle szalona że równie mocno jak ty, a nawet może bardziéj czuje haniebne twoje położenie. Bo zresztą mniejsza byłoby o wszystko, gdybym cię nie kochała...
— Ależ, przysięgam... tu zwaryować trzeba! — w rozpaczy zawołał Scypio, — powiédz, cóż począć przeciw przemocy?
— Alboż ja wiém?... Należało być zręczniejszym, przebieglejszym aniżeli ten człowiek, który cię tak nielitościwie wydrwił... który cię tak śmiesznym uczynił...
Scypio w nieméj, niepodobnéj do opisania wściekłości, obie pięści wzniósł ku niebu.




5.
Zemsta.

Baskina mówiła dałéj:
— Tak jest, będę bez litości, bo zamiast znalézć w tobie kochanka o jakim od dawna marzyłam,