Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1855

Ta strona została przepisana.

zachwycającego, silnego szyderstwem i zuchwałością, szatana, z którym w upojeniu miłosnem pragnęłam wyśmiewać głupców, którzy moją twarzyczką uwiedzeni uwielbiają mię, zaprzęgają się do mojego powozu, lub zabijają się dla mnie; urągać się z tych wszystkich zacnych dam, które ręczą za moję cnotę... słowem szydzić ze wszystkich i wszystkiego — teraz na prawdę! z ciebie śmiać się gotowani, bo ten człowiek sromotą cię pokrył!... Tak jest, tém nielitościwszą będę, bo zawiodłeś mię w pieszczonych nadziejach. Pocóż mi było zawracać głowę...mimo mojéj woli,... a raczej mimo twojéj?, — bo, niech mię Bóg skarżę! zaczynam wierzyć żeś ty biédne niewiniątko, nie uczynił tego naumyślnie... Nie trzeba mi było pokazywać dumnéj twarzy don Juana, tego ideału powabnych, nieustraszonych i zachwycających filutów, aby potém na jego miejscu postawić zawstydzonego, politowania godnego młodzieniaszka, którego ojciec przychodzi wyszczuwać odemnie policyjnemi ajentami...
— Niech mię piorun trzaśnie, jeżelim nie gotów na wszystko, byle się tylko pomścić! — z przerażającém uniesieniem zawołał Scypio. Ale do bitwy, potrzeba broni, a ja żadnéj nie mam pod ręką.
Oczy Baskiny zaiskrzyły się piekielnym ogniem; rzekła po chwili ze zwykłą sobie ironią:
— Masz słuszność, zemstę nie zaraz znaleźć można... nie mamy jéj na zawołanie... To też, po-