nieważ czas nagli... ożeń się z Rafaelą, będziesz wybornym mężem... Wreszcie, mój biedny chłopcze, rezygnacya lepiéj ci przystanie... Marzyłam ja wprawdzie o tak szalonych, tak dziwnych z tobą miłostkach, że nie wiem dokąd byłabym cię zawiodła... ale widzę że musimy się rozłączyć... Niezdolnyś pomścić wspólną naszę zniewagę, przebacz ją zatem... to naprzód dowiedzie twojéj dobroci serca... a potém to łatwiejsze... i rozsądniejsze, mój drogi Scypionie; — dodała Baskina tonem litościwéj wzgardy, która sto razy mocniéj drażniła vice-hrabiego aniżeli najgwałtowniejsze podburzanie nienawiści jego przeciw panu Duriveau. — Doprawdy, ja nie żartuję, ty nie masz siły walczyć z twoim ojcem.
— Czy jeszcze!
— Tak jest... teraz jako przyjaciółka powinnam wyjaśnić ci niebezpieczeństwo, na jakie, dumna moją miłością, byłabym cię może naraziła, gdybyś był został moim kochankiem...
— Co ty mówisz?
— Pojmujesz zapewne iż — i przerwawszy sobie, dodała Baskina: — Oto, mój chłopcze, abym ci dała wyobrażenie o mojéj głupiéj, potwornéj, a może nawet piekielnéj dumie... wyznam, że gdybym miała kochanka szulera, pogardzałabym nim... gdyby przegrywał... Sądź o mnie, z tego.
— Lecz, nakoniec...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1856
Ta strona została przepisana.