Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1866

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli chcesz, kochany djabełku, będziesz robił słodkie oczki do panny Rafaeli (bo ja wcale nie jestem zazdrosna)oczekując na jéj matkę, skoro jeszcze nie wróciła do domu; jeżeli zaś przeciwnie, zastaniesz ją u siebie... przybierzesz obłudną i rozrzewnioną minę... bo na nieszczęście umiesz ułożyć twarz podług woli... i powiész pani Wilson: — Moja droga i prześliczna mamo (trzeba usunąć wszelkie podejrzenie), przybywam wykraść cię... tak jest, wykraść natychmiast nie pozwalając nawet abyś zjadła obiad... fiakr czeka na dole... — A dokądże chcesz mię zawieść mój kochany Scypionie? powie ci pani Wilson. — Tam gdzie spełnisz dobry uczynek, kochana mamo, — odpowiesz, — gdzie spełnisz czyn delikatny... wspaniałomyślny... ale który tylko przez ciebie spełniony być może z wszelką delikatnością i wspaniałomyślnością... idzie bowiem o kobiétę chorą, sparaliżowaną... dla któréj możesz się stać zbawczym aniołem... Ta nieszczęśliwa lepiéj ci wszystko opowie, bo to jéj tajemnica... Spiesz więc, kochana matko, spiesz; bo dla cierpiących każda chwila jest wiekiem... a ona cierpi, ta nieszczęśliwa, za którą wstawiam się — Pani Wilson ma wyborne serce... uwierzy ci... i uwozisz ją...
Scypio zaczynał pojmować. Na jego fizyonomii zabłysł wyraz dzikiéj radości... wszelako dreszcz zimny przebiegł mu po ciele.