ku fatalnego zrządzenia wymówił te słowa... że na inne zdobyć się nie mógł... bo febrycznie wstrząsając głową po raz trzeci powtórzył:
— Zabiłem mojego syna... zabiłem mojego syna!
W téj chwili, konające i na wpół przymknięte oczy Scypiona, całkiem się otworzyły i przez kilka sekund, rozjaśnione ostatnią iskierką życia i młodości zabłysły czyściéj, świetniéj i piękniéj niż kiedykolwiek.
W miarę jak Scypio coraz bardziéj otwierał oczy, i oczy jego ojca, niby mocą czarów wydobyte z swéj osady, także się powiększały, i nareszcie zaokrągliły się w sposób tak przerażający, że cała źrenica białkiem mu zaszła.
Wtedy słabo poruszyły się usta Scypiona, jakby mówić chciał.
Hrabia postrzegł to i z cicha powtórzył jedyne... i zawsze jednakie wyrazy, jakie mu nastręczał powikłany umysł:
— On mi powié: Zabiłeś twojego syna! zabiłeś twojego syna!
Scypio dziwnie się uśmiechnął i rzekł coraz bardziéj słabnącym głosem, który gasł wraz z jego ostatniém tchnieniem: — Zabiłeś... mię... ale... mniejsza oto... wygrałem... nie zaślubisz... pani... Wilson... z własnéj twojéj winy... Naśladowałem... twój przykład... postąpiłem jak ty... pamiętasz... księżnę... de Mont-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1876
Ta strona została przepisana.