Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1887

Ta strona została przepisana.

przymocowanych do podłogi. Przed silnemi jéj drzwiami, wymierzonym krokiem przechadzała się placówka. W kwadrans po przybyciu Baskiny do Bambocha, otworzyły się drzwi komórki i ceklarz wprowadził Marcina do skazanego.
Od czasu przyaresztowania Bambocha na ulicy Marché-Vieux, Marcin nie widział towarzyszy dziecinnych lat swoich; dlatego ze łzami odpowiadał na ich serdeczne uściski. Gdy przeminęło pierwsze wrażenie, Marcin rzekł do Baskiny:
— Stosownie do twojego listu, wstępowałem po ciebie...
— Dla pewnych przyczyn, wyprzedziłem cię tutaj, mój dobry Marcinie, — odpowiedziała Baskina zamieniając z Bambochem tajemnicze spojrzenie; przyczyny te poznasz póżniéj.
— Przedewszystkiém — żywo spytał Bamboche Marcina, — co się dzieje z Bruyerą... moją córką?
— Zdrowa, — odparł Marcin, — odwiedzałem ją w schronieniu do którego ją uprowadził Klaudyusz Gérard, gdy mniemano że utonęła. Poczciwa folwarczna dziewka codziennie zanosi jéj żywność. Niewinność Bruyery była widoczna, oskarżenie zatém o dzieciobójstwo upadło samo z siebie.
— A teraz gdzież jest to biedne dziécię? — spytał Bamboche.
— Przy mojéj matce i przy panu Durirveau, — odpowiedział Marcin.