— Tak jest... odpowiedział Marcin. — „Moje okrucieństwo pozbawiło ją rozumu, — mówi pan Duriveau — a więc przez najtroskliwsze starania winienem go przywrócić jéj; zhańbiłem ją... winienem jéj zatem przywrócić honor nadając jej moje nazwisko.”
— Jaka zmiana! — z gorzkim uśmiéchem rzekła Baskina i zimno dodała: — A pani Wilson?
— Wyjechała z córką do Anglii... smutnie odparł Marcin, — ale nie wielką ma nadzieję ocalenia nieszczęśliwéj córki... Rafaela już dogorywa...
— A Klaudyusz Gérard?... spytał Bamboche.
— Nie opuszcza mojéj matki i pana Duriveau, który z prawdziwą pokorą najuroczyściéj go przeprosił. Klaudyusz pozbył się dzikiéj mizantropii wywołanéj długoletniém prześladowaniem; nie mógł być nieczułym na boleść, na nieustanne udręczenia pana Duriveau, a ten jedynéj pociechy szuka w naprawianiu swego niecnego postępowania; objawia on najwspaniałomyślniejsze zamiary zapewnienia szczęścia włościom do niego należącym, które choroby i nędza od tak dawna dziesiątkowały.
— Powtarzam z Baskiną: jaka zmiana! — zawołał Bamboche. — Co to jest jednak zabić syna! dodał z straszliwém szyderstwem, — nic lepiéj nie naprawia człowieka.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1889
Ta strona została przepisana.