ku jaki już otaczał tę młodą dziewczynę, dzięki jéj piękności, wdziękom i wrodzonej oryginalności, przyszedł w pomoc życzeniom ojca Jakóba; rady sparaliżowanego staruszka byłyby wyszydzone, kiedy tymczasem rady małéj Bruyére zrazu przyjmowano z przesądném niemal zdziwieniem, a uważano późniéj za wyrocznię, skoro widziano, że prawie zawsze towarzyszył im pomyślny skutek.
Takie było tajemnicze źródło nauki małéj Bruyére... Na nieszczęście, boleść, samotność, a nakoniec wiek, osłabiły coraz bardziéj umysł starca, który z czasem prawie zupełnie pamięć utracił; a jeżeli niekiedy jeszcze przeszłość przesuwała się po jego umyśle, wtedy rzadkie i niepewne wspomnienia swoje brał za sny świéże; od kilku już miesięcy, zaledwie obecność małéj Bruyére zdolna była wyrwać go z ponuréj odrętwiałości.
Dwa razy jednak, ojciec Jakób przebudził się z osłupienia, i wtedy rozmawiał z innemi osobami.
Piérwszy raz, usilnie prosił, aby hrabia Duriveau, właściciel folwarku, odwiedzić go raczył; ale hrabia z szyderczą pogardą odrzucił tę jego prośbę, i ojciec Jakób powiedział:
„Szkoda, szkoda; ile czyni.”
Później biedny sparaliżowany, prosił, aby mu przyprowadzono Bête-Puanta, wykradacza.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/189
Ta strona została przepisana.