— Znasz przysłowie: zimne ręce gorąca miłość, — śmiejąc się rzekł Bamboche i szybko wyrwał Marcinowi swą rękę.
— Niech cię to nie dziwi... i ja także mam zimne ręce, — powiedziała Baskina, — patrz...
— Zimne... także, — powtórzył coraz bardziej zdziwiony Marcin.
— Jest to rzecz bardzo prosta, — spokojnie mówiła Baskina, — wzruszenie...
— Tak, prawda...wzruszenie...powtórzył Bamboche, i rysy jego twarzy stały się łagodniejsze.
Mimo tych słów Marcin doznawał jakiejś niepewnéj, niewysłowionéj niespokojności; zdało mu się że na czole dziewicy dostrzega nagłe, konwulsyjne zmarszczki, jakby ze srogą boleścią walczyła... a jednak Baskina mówiła z zimną i niewymuszoną ironią:
— Czy chcesz, mój dobry Marcinie — rzekła po chwili milczenia — ostatecznie wiedziéć dlaczego my, których dzieciństwo i piérwsza miłość były zarażone występkiem, zgangrenowane okropném wyrodztwem — dlaczego nas na nieszczęście nic już późniéj nie uleczyło?... oto dlatego, że w sercach naszych nienawiść ludzi i rozpacz równe zajmują miejsce.
— Ty... zawołał Marcin — ty obsypana wszelkiemi dary młodości, urody, majątku, jeniuszu! ty któréj sława rozniosła się po świecie... Ah!... bluźnisz mówiąc w ten sposób!... Co innego Bam-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1893
Ta strona została przepisana.