boche; jego usprawiedliwia w części przynajmniéj, życie spędzone w sferze występku; usprawiedliwia nędza, obrzydzenie i wstyd samego siebie, wzgarda i nieubłagane prześladowanie, które napawając żółcią i nienawiścią do rozpaczy przywodzą; — jeżeli więc nie cierpi świata który go odepchnął od dzieciństwa i oddał na łup złego... to przynajmniéj prawo złorzeczenia światu głową opłaca! Ale ty... ty... która mimo okropne skalanie twojéj piérwszéj młodości, mimo krwawe udręczenia... zdołałaś w ciągu dwóch lat dostąpić szczytu szczęścia i sławy; ty... którą ten świat zarzuca złotem, tryumfem, jakich nawet monarchom odmawia... jakże śmiesz mówić o nienawiści, o rozpaczy, kiedy przeciwnie powinnabyś oddychać samą tylko miłością, pobłażaniem i wdzięcznością?
Baskina z szyderczą spokojnością słuchała Marcina, zamieniając niekiedy spojrzenia z Bambochem: ten zapewne dla lepszego ukrycia swych boleści oparł się na stole i w obu dłoniach ukrył czoło, na które występowały czasami krople zimnego potu.
Baskina uśmiechając się rzekła do Marcina:
— Tak więc... jestem w twoich oczach potworem niewdzięczności przeciw świetnemu losowi mojemu?
— Nie... z bolesną cierpkością odparł Marcin, — musisz być tak nieszczęśliwa... iż nie mam serca ganić cię...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1894
Ta strona została przepisana.