Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1897

Ta strona została przepisana.

mnień które mię jak robak toczą? miałaż mi nadać nową postać? oczyścić mię z trądu? O! nie, nie!
— Teraz rozumiém cię... smutnie rzekł Marcin.
— A czyż od takiego oszkaradzenia daleko do złośliwości i nienawiści? — z coraz większém uniesieniem zawołała Baskina. — Mówisz mi o miłości, pobłażaniu, wdzięczności dla świata który mię obsypuje złotem, bukietami i brawami, bo śpiéw mój i postać zachwycają jego wzrok i słuch! niechże jutro zbrzydnę, niech głos stracę, cóż mi da ten świat co się dzisiaj u nóg moich włóczy?... pogardę i zapomnienie. Podjął mię podobnie jak podejmujemy kwiatek na drodze rosnący, nie wchodząc w to, czy zrósł na dziewiczéj ziemi czy téż na gnojowisku. Wszak skoro ten kwiatek zwiędnieje, rzucamy go obojętnie.
— Lecz nakoniec... sława? — zawołał Marcin niemogąc przypuścić aby tak nieuleczone odczarowanie zgadzało się z bytem artystki, jak sądził świetnym i szczęśliwym, — poklaski upojonych tłumów?
Baskina wzruszyła ramionami.
— Alboż u la Levrassa... kiedym ośmioletnia dziewczynka odgrywała haniebne sceny z pajacem, takie niepoklaskiwano mi szalenie, alboż i tam nie robiłam furorę? alboż nie bito się o mnie u drzwi naszéj budy? A co większa.. wierz mi, brawa z rąk strojnych w białe rękawiczki które odbiera-