Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1899

Ta strona została przepisana.

— Złotem?... Piękność moja ozdób nie potrzebuje... i czyż mam kogo komubym się podobać pragnęła?... Tak długo znosiłam nędzę... iż najnikczemniejsze nawet rzeczy są dla mnie zbytkownemi. Był czas, wyznaję, w którym zapragnęłam okazałości; w miesiąc późniéj ta okazałość znudziła mię... Czernie jest głupie nasycanie się zbytkiem obok upojeń sławy?... a i sława nawet już mię nie upajała.
— Lecz kto ma złoto... może świadczyć wiele dobrego.
— Dla Boga! i ja świadczyłam, świadczyłam nawet wiele! Skoro zostałam bogatą, zaraz zaczęłam szukać mojéj rodziny... Ojciec mój i matka poumierali... znalazłam tylko dwóch braci i jednę siostrę, reszta rodzeństwa czy wymarła, czy gdzieś zaginęła... tego mi powiedziéć nie umiano... Alboż to kiedy świat troszczy się o los takich jak my biedaków? rodzimy się, umieramy, co to kogo obchodzi?... Zapewniłam los obu moich braci i siostry; innych takie obdarzyłam, i znacznie... a potém... potém... zważywszy na moję dobroczynność, równie jak na sławę i złoto... powiedziałam sobie: — i cóż stąd?
— A tak, — rzekł zdumiały Marcin; — serce twoje od dzieciństwa zepsute i nazawsze zamknięte dla wszelkich czystych, wspaniałomyślnych i ży-