Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Ten przybył.
Po długiéj i tajemniczéj rozmowie ze starym pasterzem, w któréj nieraz wymówiono imię Marcina, wykradacz wyszedł z obory, blady, zmieniony.
A ojciec Jakób wpadł znowu w uporczywe milczenie.
Napróżno wykradacz, powróciwszy nazajutrz, usiłował wymódz znowu kilka słów na ojcu Jakóbie. Ojciec Jakób zaniemiał.
Innym razem w skutek odwiedzin jakiegoś nieznajomego, który wyglądał na wieśniaka, ale się już nigdy więcéj na folwarku nie pokazał, ojciec Jakób znowu posłał po wykradacza, i znowu długo z nim rozmawiał... W miesiąc prawie po tej rozmowie (a niedawno temu), jeden z dwóch pokoi jakie zajmował dzierżawca, przedzielono korytarzem, i uczyniono, jeżeli nie wygodnym, to przynajmniéj mieszkalnym, dzięki prostym i skromnym meblom, sprowadzonym z Vierzon, najbliższego miasta téj okolicy. W kilka dni póżniéj, nocną porą, mały wózek zamknięty drelichowemi firankami, zajechał na folwark Grand-Genóvrier; wysiadła z niego kobiéta, osłonięta wiejską opończą... i odtąd zamieszkała pokój, o którym wspomnieliśmy, prawie nigdy z niego nie wychodząc i żyjąc w nim tak samotnic, że wyjąwszy dzierżawcy, który ją przy-