Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1900

Ta strona została przepisana.

znych wrażeń... obecnie żywi tylko jedno niepłodne i nieprzebłagane uczucie: — nienawiść!
— Tak jest! o tak!... długi czas przynajmniéj nasycałam się tą dziką i gorzką radością — zawołała coraz bardziéj bledniejąca Baskina, na któréj czole równie jak na czole Bambocha pot kroplami wysypywać zaczynał. Bandyta siedząc z osłupiałym wzrokiem, głową na obu dłoniach opartą, niekiedy uśmiechał się na rozpaczliwe słowa Baskiny; ale uśmiechem złowrogim, konwulsyjnym, bolesnym, a jego rysy blade, zmarszczone, coraz mocniéj się zmieniały. Marcin wstrząsany natarczywością okropnych wyznań Baskiny, nie dostrzegł jeszcze powolnego rozkładu, jaki się objawiał na twarzy Bambocha.
— Tak jest, długi czas nasycałam się cierpką i dziką rozkoszą nienawiści, — powtórzyła Baskina. O! z jakąż radością przywabiałam, uwodziłam, upajałam i do rozpaczliwéj śmierci przywodziłam to przeklęte plemię Scypionów, Castlebych!... Ileż łez, ile okropnych poświęceń, ile krwi niosło mi w ofierze to niegodziwe plemię!... Ale... dodała ponuro — wkrótce i to nawet uczucie osłabło, mimo iż całe moje życie stanowiło...
— Co za okropne wyznanie! — zawołał Marcin.
— Wówczas aby je ożywić, aby odświeżyć nienawiść, — mówiła dalej Baskina, — chodziłam sama... pieszo, po cyrkułach gdzie bliźni nasi rozmna-