żają się co chwila, a o każdy dzień życia walczą z nędzą i wszelkiemi występkami jakie z niéj się rodzą. To okropne widowisko, silnie wzmacniało nienawiść moję; wydałam tam wszystko moje złoto, a potém z zamarłem sercem wracałam do siebie i znowu w moim salonie oczekiwałam na bogaczy, na szczęśliwców... co zatwardziali, czują tylko wzgardę na widok nieszczęścia naszych braci i sióstr... opuszczonych lub nędznych, jak my niegdyś... O! wówczas srodze mściłam się na tém nienawistném pokoleniu... wówczas doprowadzałam je do podłości, upadku, samobójstwa... morderstwa choćby syna przez ojca — lecz wkrótce znużenie... niesmak... znowu mię napastować zaczęły. Wtedy aby się pozbawić myśli, zażywałam opium.
— O nieszczęśliwa! nieszczęśliwa! — szepnął Marcin.
— Utrzymywała mię jeszcze ostatnia nadzieja; zemsta na Scypionie i jego ojcu, zemsta straszliwa... bo zarazem miałam się zemścić za Bambocha, za ciebie i za mnie. — To krwawe dzieło spełniłam bez litości, bez wyrzutów; a potém... znowu uczułam to nieszczęsne przytłoczenie, a nawet bardziéj jak kiedykolwiek... Powiedziałam sobie: sława, miłość, bogactwo, litość, zemsta, i... bracie, mój... przebacz mi to bluźnierstwo... przyjaźń... wszystko próżność!
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1901
Ta strona została przepisana.