— Ale i w téj chwili jeszcze... powtarzam... z większą... jak kiedykolwiek... goryczą: cóż ztąd?... gasnącym głosem szepnęła Baskina.
— Bądź zdrowa Baskino, bądź zdrów Marcinie, dodał konający Bamboche, — umieram jak pies: w nic nie wierzę... i nie wierzyłem... ale wiernie... dochowałem... przysiąg... z dziecinnych... lat naszych.
I mdlejącą ręką rozpiął swój więzienny kaftan odkrył szeroką pierś, na któréj miał wykłuty niezatarty napis:
Baskina aż do zgonu. Jéj miłość lub śmierć 15 lutego 1826.
Przez całe życie braterska przyjaźń dla Marcina, 10 grudnia 1825.
— Ah biada!... w rozpaczy zawołał Marcin, — a jednak owo uczucie wspaniałomyślne które was nigdy nie opuszczało... świadczy, żeście dla dobrego stworzeni byli... lecz niestety! od dzieciństwa nielitościwie odpychani przez macoszą społeczność...
umieracie jako jéj męczennicy!
— Bracie... raz jeszcze podaj mi twą rękę, — rzekła umierająca Baskina padając na łoże, teraz... możesz już wołać o pomoc!...
Marcin rzeczywiście zawołał o ratunek... ale wszystkie starania były nadaremne.
Nazajutrz w nocy, Marcin sam jeden tylko odprowadził na miejsce wiecznego spoczynku zwłoki Baskiny i Bambocha.