rów, a to za pomocą wiatraków równie prostego jak dowcipnego mechanizmu[1], według potrzeby rolę skrapiać mogły, przez mnóstwo irrygacyjnych kanałów.
A tak, rozległe grunta które na początku opowiadania naszego były błotniste, zaraźliwe, nieuprawne, teraz były już zupełnie zdrowe, oczyszczone i w wielu miejscach przygotowane do jesiennych zasiewów.
I nie sama tylko ziemia w dobrach pana Duriveau tak dalece zmieniła się, ale nadto mieszkania... co więcéj... mieszkańcy; niegdyś tak wynędzniali i chorobliwi, teraz cieszyli się kwitnącém zdrowiem.
Na całéj przestrzeni ogromnych posiadłości ojcu Marcina, niewidziano ani jednego folwarku, a raczéj jednéj z tych szkaradnych kniei, w których więdło skarłowaciałe gorączkami i największą nędzą pokolenie.
Sama nawet wioseczka Tremblay, licząc około dwustu lepianek równie jak folwarki zniszczałych,
- ↑ Korzystając ze sposobności spieszymy oddać publiczny i słuszny hołd przedziwnemu wynalazkowi pana Durand, który po nadzwyczaj trudnych pracach i kombinacyach, zdołał urządzić irrygacyjne młyny; poruszane mocą wiatru, same z siebie poruszają się i prawie, nikną podczas wichrów. Wielki ten i pożyteczny wynalazek, od dwóch lat w wykonanie wprowadzony, już wyświadczył i jeszcze wyświadczy rolnictwu niezmierne przysługi, nastręcza bowiem równie łatwe jak mało kosztujące środki skrapiania gruntów.