— Czy nie moglibyśmy wiedzieć moja kobiéto — rzekł Just witając ją jak najuprzejmiéj — do kogo należą te pyszne zabudowania?
— Do mnie... panie, — naiwnie odpowiedziała Robin dygając jak mogła najpiękniéj.
— Jakto! do was moja kobieto? — zawołał zdziwiony Just: — te wspaniałe budynki należą do was?
— Tak jest panie, — bez najmniejszéj dumy odparła Robin, — do mnie... a także... i do małego Piotrusia, który tu nadchodzi.
Mały Piotruś był to również znajomy nam pastuszek, którego dawniej widzieliśmy bladym, z zapadłem okiem, sinemi ustami, zaledwie odzianym, bosym, kiedy go niszczyło od urodzenia trawiąca go gorączka; w obecnéj chwili niktby nie poznał w nim owego małego pastuszka z folwarku Grand-Genévrier; już on teraz nie był blady, bo siarczan chiny[1] kilka razy zażyty, oddawna wystąpił febralną gorączkę. Zdrowy pokarm, ciepła odzież, dobre obuwie, schludne mieszkanie, a nadewszystko oczy-
- ↑ Powiedzmy nawiasowo że to jedyne lekarstwo na uporczywe gorączki dziesiątkujące ludność w Solonii, jest tak drogie, iż wiejscy proletariusze nie są w stanie nabyć go i sprowadzić lekarza któryby przepisał jego użycie. Cena tego lekarstwa nawet w ilości potrzebnéj do uleczenia febry, przypuszczając że recydywa nie będzie miała miejsca (co owszem niezawodnie dwa lub trzy razy następuje przed zupełném wyleczeniem) jest tak wysoka, iż może pozbawić całą rodzinę chléba na cztéry lub pięć dni.