szczenie powietrza w okolicy, zupełnie wyleczyły tego chłopca.
Piotruś dobrze ubrany, z twarzą pełną, wesołém okiem przechodził żwawo przez dziedziniec, właśnie w chwili gdy poczciwa Robin wskazując go Justowi i Reginie, wymieniła go jako swego współwłaściciela. W mniemaniu że go Robin woła, chłopak przybliżył się, ale na widok podróżnych stanął zmieszany.
Coraz bardziéj zdziwiony Just, rzekł do Robin:
— A więc ten młody chłopak, i wy moja kobiéto, jesteście właścicielami tego zakładu?
— Tak panie, jesteśmy (właścicielami) wszelkich gruntów, trzód, koni, drobiu i wszelkich zbóż... słowem wszystkiego... ani mniéj ani więcéj; to jest my i drudzy!
— Ah!... to więc wy i on nie sami tylko jesteście panami tych posiadłości? — spytała Regina, spoglądając na Justa jakby mówiła: Ta biédna istota nie ma zdrowych zmysłów. — Potém dodała:
— A więc są jeszcze i inni właściciele?
— Tak, pani... jest tu nas w ogóle siedmiuset sześćdziesięciu trzech stowarzyszonych właścicieli.
— Siedmiuset sześćdziesięciu trzech właścicieli? — uśmiechając się rzekła Regina... to za wiele.
— Bah... proszę pani, im więcéj, tém lepiéj, bo każdy pomaga w pracy, — odpowiedziała Robin, by-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1912
Ta strona została przepisana.