— Gdyby państwo, zanim nadejdzie pan Klaudyusz, raczyli spojrzeć na oborę, której jestem poddyrektorką, — z niejaką dumą powiedziała Robin wskazując palcem na swój srebrny medal — toby państwu jakoś prędzéj czas upłynął.
— I owszem, będzie to dla nas prawdziwa przyjemność, — odrzekła Regina opierając się na ramieniu męża i idąc za uprzejmą kobiétą.
Ta, przeszła dziedziniec i otworzyła drzwi do obszernéj stajni. Ściany jéj były dobrze wytynkowane i białe, dębowe drabiny i żłoby jaśniały czystością, nie mniéj ceglana posadzka, którą w całéj długości przerzynał strumyk przezroczystej bieżącéj wody.
Trzysta przedziwnie pielęgnowanych krów, o gładkiéj świecącéj się sierci, symetrycznie uszykowano w téj oborze: powietrze tam było czyste, światła dosyć, skutkiem licznych okien. Mnóstwo dzieci, z których najstarsze nie miało nawet lat dwunastu, i znaczna liczba dziewek, wszystkie jak Robin ubranych, ale bez srebrnych medali, téj oznaki miejscowéj godności, krzątało się po stajni, poprawiając podściołkę, zaglądając do żłobów i drabin, aby się zapewnić czy bydło już swą paszę spożyło. Od czasu do czasu słyszano harmonijny brzęk dzwonków i rozmaitych brzękadeł, zawieszonych na szyjach krów przewodniczących każdemu oddziałowi trzody.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1914
Ta strona została przepisana.