Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1918

Ta strona została przepisana.

par przepysznych roboczych koni... w jednéj tylko stajni. Aż milo spojrzéć... jak tam wszystko pięknie i czysto. Bah! ale państwo wiecie co to jest miłość własna, dlatego też i ja nie chciałabym aby kto mówił że owczarnia, stajnia i podwórka drwią sobie z naszéj obory... Ale ponieważ stajnia tok dobrze jest moją własnością, jak obora tych znowu którzy zajmują się owczarnią, kurnikami lub stajnią, wszystkim więc nam chodzi zarówno o to abyśmy dobrze czynili i wszyscy się cieszymy, kiedy drudzy dobrze czynią. Bo i dlaczegóż mielibyśmy zazdrościć sobie, skoro wszystko wszystkim korzyść przynosi?
— Lecz, — przerwał mocno zajęty Just, — mówicie mi o smutnéj przeszłości, powiadacie że dawniéj i bydłu i ludziom działo się coraz gorzéj: jakimże cudem... ta nieszczęśliwa przeszłość w ten sposób się przemieniła?
— Oto, — rzekła Robin, — właśnie nadchodzi pan Klaudyusz... on to panu lepiéj niż ja wytłómaczy.
W rzeczy saméj Just i Regina, którzy w ciągu téj rozmowy wyszli z obory, wróciwszy na dziedziniec ujrzeli że Piotruś prowadzi ku nim Klaudyusza Gérard.
Klaudyusz nosił zawsze długą, siwawą brodę, ale porzucił odzież ze skór zwierzęcych i przybrał mniéj dziką. Rysy jego postradały wyraz srogości,