— Just ma słuszność — wdzięcznie rzekła Regina do Klaudyusza, — człowiek o którym doktór Clément powiadał: — jestto jeden z naszych, winien być dla wszystkich ludzi z sercem, godnym poszanowania, dla mnie zaś i Justa... przyjacielem...
I również podała swą piękną rękę Klaudyuszowi, który kłaniając się lekko ją uścisnął, myśląc w tej chwili, z tajemną goryczą, że Marcin... nigdy w życiu nie doznał podobnéj łaski od Reginy... a jemu jednak ona, nie wiedząc o tém, wszystko była winna.
— Dla Boga, mój panie, — mówił znowu Just, — jesteśmy tutaj w kraju cudów... Lecz jakkolwiek cuda te łatwiéj teraz pojmuję, kiedy wiem że pan przebywasz w tych czarownych miejscach... wytłumacz mi jednak niepodobną do wiary przemianę jakiéj uległa ta okolica?
— Właśnie zwiedziliśmy oborę pod przewodnictwem poczciwéj i rozsądnéj osoby, która nas nadzwyczaj zajmowała swą naiwną roztropnością... dodała Regina: — ale pozwól pan abyśmy Mu zadali pytania które przed chwilą zadawaliśmy sobie sami na widok tych budynków: Czy to jaki pałac? czy to zakład wiejski? czy też jaka obszerna rękodzielnia?
— Jestto wszystkiego po trochu, — łagodnie uśmiechając się odpowiedział Klaudyusz, — a jeżeli
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1920
Ta strona została przepisana.