na godziny... Ale bah! — dodał z goryczą i smutkiem, — pocóż to przypominać? Zdziczały także był dzielnym pracownikiem...i jemu żaden wół nie zrównał w wyrywaniu z ziemi pniów lub korzeni, on prawie sam cały pług ciągnął... To też i Zdziczały, podobnie jak ja ochwacony, zdechł z trudu, tam, w tamtym kącie stajni. Zdziczały albo ja, to jedno i to samo. Tylko że on zdechł, a nim zdechł, zapomniał o swéj młodości, o swojéj sile. I nielepiéjże stracili pamięć i mowę, aniżeli zazdrościć Zdziczałemu?
— Ale, ojcze Jakóbie.... wyście nietylko byli silnym i odważnym pracownikiem; pomyślcieno tylko o wszystkiém, czegoście mię nauczyli o przepisach użyzniania niepłodnych gruntów; wzruszonym głosem zaczęła znowu Bruyére, — alboż to nie jest nagroda... skoro kto powiedziéć sobie może, że swą wiadomością tyle uczynił dobrego?
Wyraz dumy znowu zabłysł na chwilę w zagasłych oczach starca, odpowiedział:
— Prawda... za moich czasów... wiedziałem ja wiele rzeczy... gdybym był mówił... gdyby mię byli schali... nędza byłaby się przemieniła w dostatek, niedola... w szczęście.
Potém, coraz bardziéj słabnąc starzec, nagle sobie przerwawszy, mówił z gorzką ironią:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/193
Ta strona została przepisana.