Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1931

Ta strona została przepisana.

— Tak jest panie... odpowiedział Klaudyusz.
— I syna... godnego siebie zapewne? — zapytała Regina.
— Tak jest pani, — odrzekł Klaudyusz z glębokiém wzruszeniem, — syna godnego, mężnego.
W téj chwili pani Perrine, albo raczéj pani Duriveau, udzieliwszy kilka rad młodym dziewczętom zajętym wyrabianiem koronek, zwróciła się do Klaudyusza, zawsze poprzedzana od Bruyery na któréj wspierała się ramieniu; ale postrzegając znajomych zarumieniła się z lekka, a Bruyeré podniosła na nich swóje duże oczy nieśmiało i z zadziwieniem.
— Pani, — wzruszonym głosem rzekła Regina w pełnéj szacunku postawię zbliżając się do matki Marcina — pozwól dwojgu nieznajomym aby ci wyznurzyli głębokie uwielbienie jakiém ich przejmuje wspaniałomyślny człowiek który zamienił ten kraj, niegdyś siedlisko nędzy, jak słyszeliśmy... w prawdziwy raj ziemski... Niechaj imię jego dotychczas nam nieznane, będzie błogosławione.
— Przytém bardzo nam przyjemnie, — dodał Just, że możemy wyznać pani, jako godnéj towarzyszce tak wielce dobroczynnego człowieka, do jakiego stopnia wzrusza nas to wszystko co widzimy... tak jest pani, dziękujemy wam w imieniu całéj ludzkości.