Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1932

Ta strona została przepisana.

Na te słowa lekki rumieniec który od chwili ożywiał bladą twarz pani Perrinne powiększył się; wyraz smętnéj dumy zajaśniał w jéj wielkich czarnych oczach, łza zrosiła lice, a z rzadką godnością i prostotą odpowiedziała Justowi i Reginie:
— Dziękuję państwu w imieniu mojego męża za pochwały, które raczycie mu oddawać. Wierzaj mi pani... że on zasługuje na nie... gdyż jedyném jego zmartwieniem... jest niemożność wykonania wszystkiego dobra... jakie wykonać pragnie.
Następnie pochyliwszy się z lekka, Pani Duriveau zamieniła z Klaudyuszem Gérard uśmiech słodkiego zadowolnienia i powoli wraz z Bruyerą odeszła.
W godzinę późniéj, Just i Regina zwiedziwszy cały zakład Stowarzyszenia wrócili do galeryi otaczającéj zabudowanie, aby tam oczekiwali na swój powóz. Regina trzymała w ręku piękny bukiet jesiennych kwiatów, które jej Klaudyasz uzbiérał i ofiarował.
— Pani, — mówił nauczyciel, — wielka zasada ludzkiego braterstwa tak dalece jest płodną, że stowarzyszenie nasze, które dzięki wybornéj organizacji pracy wszystkich, wszystkim daje minimum, tojest to, czego koniecznie potrzebują: słowem, które im zapewnia prawne zaspokojenie potrzeb duszy i ciała, a późniéj nawet zapewni zbytek tym, którzy go większą pracą nabyć zapragną, — że, powtarzam,