— On... — rzekł Klaudyusz; — wiele przewinił — ale też wiele pokutował.
— Hrabia Duriveau!... powtórzył Just jakby niewierzył temu co słyszał; a ojciec Marcina pognębiony, przytłoczony, zwiesiwszy głowę, nie śmiał i nie mógł ani kroku postąpić.
— Tak jest, — powtórzył Klaudyusz ciągle zwracając mowę do Justa i Reginy — po śmierci syna, nastąpionéj... skutkiem okropnego wypadku... ten nieszczęśliwy ojciec — skąd inąd już wstydząc się przeszłego życia swojego — zapragnął ulżyć swéj boleści... nieuleczonéj niestety, jak państwo widzicie — zapragnął, powtarzam, ulżyć swej boleści zamieniając tę nędzną okolicę w prawdziwy raj ziemski... W imieniu więc ludzkości, panie Just — głęboko wzruszonym głosem dodał Klaudyusz — w imieniu żalu i boleści... w imieniu dobra jakie uczynił i jeszcze uczyni, przebaczmy mu...
Just i Regina spojrzeli po sobie... a choć nie wyrzekli ani słowa, ich dzielne serca zrozumiały się od razu.
Wzruszeni... poważnie... prawie uroczyście, oboje przystąpili do pana Duriveau, który ze zwieszoną głową stał jakby przykuty do miejsca, z wyrazem wstydu i żalu.
— Panie, — rzekł Just z rozczuleniem podając rękę hrabiemu, — pozwól... abym dłoń twoję uścisnął.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1935
Ta strona została przepisana.