Pan Duriveau zadrżał, żywo podniósł głowę... jego zagasłe i łzami zaczerwienione oczy, niezwykłą radością zajaśniały, z bojaźliwą niespokojnością spojrzał na Justa, zaledwie ośmielając się odpowiedzieć.
— Panie... — dodała wzruszona Regina, również podając swą drżącą rękę, — widzieliśmy twe dzieło wspaniałomyślne i wielkie... zapomnijmy więc o przeszłości...
Kiedy pan Duriveau uczuł serdeczny uścisk rąk Justa i Reginy, łzy mu się mimowolnie puściły z oczu i stłumionym głosem te tylko słowa mógł wymówić:
— Dzięki! o mój Boże! dzięki...
— Bądź pan zdrów... odezwał się znowu Just, pomnij że ci odtąd przybyło dwóch przyjaciół... którzy imię twoje z należnym mu szacunkiem wymawiać będą.
Powóz dwojga podróżnych zajechał.
Just rzuciwszy ostatni raz jeszcze smutne spojrzenie na hrabiego, pomógł Reginie wsiąść do powozu i odjechali... zostawując pana Duriveou nieruchomego na swojém miejscu.
Ta rozczulająca scena miała niewidzialnego świadka.
Był nim Marcin...
Nic śmiał on pakazać się Reginie... ale ukryty po za słupem arkady, wszystko widział i słyszał...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1936
Ta strona została przepisana.