— A Marcin... panie Just?... spytałem męża Reginy; ów wierny sługa, którego zacny ojciec Pana umieścił przy twój żonie... cóż się z nim stało?
Opuścił nas podczas naszéj podróży na północ, — odpowiedziała Regina.
— Tak jest — wspominałem ci Klaudyuszu — rzekł Marcin, — że to było nad moje siły... nieszczęśliwej miłości mojéj uśpić nie mogłem... widok szczęścia Reginy... ze wstydem wyznaję, wyczerpał moję odwagę... wołałem zostać rzemieślnikiem do czasu aż zapracowałem na koszta powrotu do Francyi.
— Żałowałam Marcina, — mówiła mi daléj Regina, — był to uczciwy i gorliwy sługa...
— Uczciwy — i gorliwy... sługa... — z melancholiczną rezygnacją powtórzył Marcin. — Tak, to tylko zachowa ona o mnie wspomnienie!
Rozczulony Klaudyusz przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w Marcina; nareszcie podając mu bukiet, który Regina upuściła, dodał:
— Masz, mój biedny chłopcze... weź te kwiaty, co niedawno z rąk jéj wypadły.
Marcin z zapałem uchwycił bukiet, namiętnie go do ust przycisnął, i łzami odwilżał pachnące kwiaty.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Tego samego dnia wieczorem, pan Duriveau, bardzo osłabiony po tak niespodzianym spotkaniu