— Warto téż było trudu... kazać nam nabijać karabiny i pistolety! — mruknął nieukontentowany stary wiarus.
— Obława? nabita broń? — rzekł zdumiony strzelec. — O! rozumiem, dodał po chwili, — pewno wpadliście panowie na ślad jakiego łotra, jakiego wykradacza zwierzyny.... a może Bêtepuanta?....
I znowu na twarzy starego myśliwca zabłysła lekka obawa.
— Łotra? wykradacza?.. pogardliwie rzekł wachmistrz — Ej, cóż znowu!... zwierz którego ja chcę osaczyć tak się ma do łotra lub kontrabandzisty, jak dzik lub wilk do lisa, którego upolować zamyślasz, ojcze Latrace — dodał pan Beaucadet; ale ja się nie spieszę z założeniem sieci, a to dla pewnych powodów.
Nim przystąpimy do dalszego ciągu naszéj powieści, przypominamy czytelnikowi, że scena obecna miała miejsce prawie obok gęstych zarośli, ponad któremi wznosił się wysoki las jodłowy.
— Ścigasz pan zatém jakiegoś wielkiego złoczyńcę? spytał myśliwy.
Pan Beaucadet, któremu nagle coś na myśl przyszło, zamiast odpowiedziéć, zapytał myśliwca:
— W któréj części lasu będziecie polowali?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/21
Ta strona została przepisana.