Bruyére, upatrując w tych słowach sposobność zawiązania natychmiast rozmowy, jaką z panią Perrine miéć zamierzyła, wzruszonym głosem odrzekła:
— Spóźniłam się, bo ojciec Jakób... dziś bardzo długo ze mną rozmawiał...
— Ojciec Jakób? Ten biedny, stary owczarz... o którym mi kilka razy wspominałaś? Ale mówiłaś mi podobno że on już oddawna prawie zupełnie utracił pamięć, i że z nikim nie rozmawia?
— Prawda,... proszę pani,... to téż niemało mię to zdziwiło,... a bardziej jeszcze... to co mi powiedział....
Bruyére nie dokończyła: niepewność i obawa malowały się na jéj twarzy. Pani Perrine, zdziwiona milczeniem i wzruszeniem młodej dziewczyny, Zaczęła znowu:
— Zbladłaś,... drżysz... milczysz, moje dziécię; co ci jest? cóż to się stało?
Po krótkiém wahaniu się, młoda dziewczyna rzekła bojaźliwie:
— Droga pani Perrine,... jam sama jednana swiecie...i w téj chwili, nie mam u kogo zasięgnąć i rady,... a nie śmiem nic działać sama przez się, — przychodzę więc do pani....
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/225
Ta strona została przepisana.