— Mów,...mów, — odpowiedziała pani Perrine ze szczerém zajęciem, — niebardzom doświadczona, ale cię kocham i to mię natchnie... jestem tego pewną...
— O! prawdaż to że mię pani kochasz, droga pani Perrine? — żywo rzekła Bruyére.
— Czy cię kocham... moje dziécię!... kocham jakbym kochała moję córkę, gdyby mię los córką obdarzył; ale on inaczéj odmierzył moje macierzyńskie szczęście... Miałam tylko jedno dziecię,... jednego syna... najlepszego... najgodniejszego syna — z dumą dodała pani Perrine.
Potém czule zwracając się do Bruyére, rzekła:
— Ale, jak widzisz, nie mam prawa narzekać: mam syna którym się szczycę, a ty kochasz mię prawie jakbyś kochała matkę; nieprawdaż, moje dziécię?
— O! tak, tak, jakbym kochała moję matkę. Ale wnet miarkując się, młoda dziewczyna dodała półgłosem: — Niestety! nie... matce się wszystka wyznaje...
I ocierając łzami zwilżone oczy znowu zamilkła.
— Słuchaj, moje dziécię... Niepokoisz mię od niejakiego czasu, — rzekła pani Perrine przyciągając małą Bruyére ku sobie, i życzliwie biorąc ją
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/226
Ta strona została przepisana.