Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/232

Ta strona została przepisana.

— Właśnie teraz stosowna pora; na folwarku wszyscy śpią;... dla czegóż nie idziesz zaraz obejrzeć tę kryjówkę?
— Droga pani Perrine,... pani czasem wychodzisz wieczorem; gdybyś mi pani towarzyszyć raczyła?
— I owszem, chętnie moja kochana...
W chwili gdy pani Perrine zabierała się do wyjścia, Bruyére żywo ujęła jéj rękę, usta jéj otworzyły się jak gdyby mówić miała; ale wnet, ulegając zapewne rozwadze, jakby przytłoczona jakim ciężarem, zwiesiła głowę, puściła rękę swéj protektorki i głęboko wzdychając szepnęła:
— Nie,... sił mi brakuje,... nie śmiem.
— Czego nie śmiesz, moje dziécię?
— Wszystko pani wyjawić... A jednak to kiedyś musi nastąpić, bo widzi pani, nie dla siebie tylko saméj chciałabym poznać moich rodziców...
— Nie dla ciebie samej?
— Chodźmy... chodźmy, proszę pani, szybko rzekła Bruyére, jakby w obawie ażeby nie uległa pociągowi mimowolnego zwierzania się; chodźmy;... to, co znajdziemy w téj kryjówce... skłoni mię albo do milczenia... albo do wyjawienia pani wszystkiego...