dwie, napół obalone murowane ściany, tworzące kąt prosty. Na środku jednéj z nich dawał się widziéć otwór pieca, mocno zatkany dachówką, szczelnie ziemią spojoną. Dzięki takiéj ostrożności, to wydrążenie nie mogło służyć za kryjówkę lub zasadzkę ani kunom, ani tchórzom, ni lisom lub innym nieubłaganym nieprzyjaciołom podwórzy. Bluszcz i głóg pokrywając te zwaliska, przy błyszczącém świetle księżyca zaledwie dozwalały rozpoznać półsklepienie cegieł niegdyś poczerniałych i wypalonych na wapno przez wir płomienia, który długi czas wychodził z otworu pieca.
O kilka kroków od tych zwalisk, sitowie staw otaczające, wznosiło swe zwiędłe już łodygi; wpośród nich, ponad powierzchnią wody, pojawiała się wyższa część otwartych drzwi, przez które spływały do długiego trzciną pokrytego kanału, wody stawu, kiedy go spuszczano dla łowienia ryb.
Pani Perrine co chwila ulegała coraz większemu wzruszeniu. Rozmaite wypadki dnia tego, wspomnienia o których zamilkła, ale które mimo to głośno się w jéj sercu odzywały, pół wyznania i trwoga małéj Bruyére, nadzwyczaj ją wzruszały; od czasu bowiem jak przyszła do zdrowia, życie jéj upływało spokojnie i w najzupełniejszéj samotności...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/234
Ta strona została przepisana.