— Wołają cię!...
— Mnie, matko?
— Tak jest.... o!... czy słyszysz?...
W rzeczy saméj, wpośród brzęku pałaszy, tentnienia koni, stuku wielkich podkutych butów, pomieszanych krzyków i wzrastającego zgiełku, którego dotąd Perrine Marcin i jéj córka z powodu głębokiego wzruszenia nie słyszały, rozlegał się przenikliwy i rozkazujący głos pana Beaucadet:
— Potrzebujemy małéj Bruyére, — mówił wachmistrz od żandarmeryi: — W imieniu prawa, które każdy znać powinien: gdzie jest Bruyére?... przybywam aresztować ją...
Niepodobna wyrazić dzikość uścisku, z jaką zdrażniona matka usłyszawszy te słowa, przytuliła córkę do swego łona; kurcząc, kryła się w rogu ścian piekarni, w któréj obecnie dosyć głęboka ciemność panowała.
— Aresztować.., Bruyére, — wołała męzka i poczciwa Robin, — czyście oszaleli mój panie Beaucadet?... aresztować tę biedną dziewicę! tę opatrzność naszéj okolicy!
— Prawda, — odezwali się parobcy, — aresztować tę biedaczkę... a to za co?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/246
Ta strona została przepisana.