Pan Beaucadet spisawszy protokół samobójstwa, wsiadł na koń i na czele swego orszaku czém prędzéj wrócił do zamku hrabiego Duriveau wioząc tam nieszczęsną wiadomość.
Skoro ujechali kilka stai, stary żołnierz, którego już kilka razy niecierpliwiła śmieszna powaga, jaką przybierał Beaucadet, rzekł półgłosem do swego towarzysza, pokazując mu wachmistrza:
— Widziałem, że płakał, gdy na koń wsiadał... Tém lepiéj... zawszém go miał w podejrzeniu, że on nie tyle zły jak głupi.
.
Podczas, gdy powyżéj opisane wypadki miały miejsce na folwarku Grand-Genévrier, inne sceny działy się w Sabloniére, rezydencyi pani Wilson.
Wróciwszy do domu, po tych nieszczęśliwych łowach, pani Wilson i jéj córka, smutne, znękane, udały się do swych pokoi, nie myśląc bynajmniéj o obiedzie; pan Alcyd Dumolard zaś, skoro tylko ochłonął z przerażenia, jakiem go nabawiła zuchwała napaść Bambocha, nie był tyle obojętnym na po-