Przekonywający ton mowy hrabiego, wyraz energiczny jego twarzy, stanowcze giesta, głębokie wywarły wrażenie na słuchaczach; okrutne jego paradoxa, uprawniające samolubstwo i wznoszące je do wysokości obowiązku, z prawie jednogłośną przyjęto pochwałą.
Po bolesném wzruszeniu, jakie Marcin objawił na początku rozmowy hrabiego z biesiadnikami, malowała się w jego rysach głęboka troska; rzucając wzrok kolejno to na hrabiego, to na kłąb krzaków kryjący w sobie wykradacza, a teraz już zupełnie w ciemnościach pogrążany, bo księżyc znikł poza wielkiemi drzewami parku, Marcin zdawał się lękać czyli hrabiemu nie zagraża jakie niebezpieczeństwo...
Po chwilowym namyśle zatém, korzystając zmilczenia jakie częstokroć przeplata najbardziéj ożywioną rozmowę, Marcin zbliżył się do swojego pana, ciągle wspartego na otwartém oknie, i rzekł mu tonem pełnej uszanowania życzliwości;
— Jaśnie Wielmożny hrabia zapomina pewno że wieczorne powietrze jest tak wilgotne.... może lepiej będzie jeżeli Jaśnie Wielmożny hrabia...
Pan Duriveau, równie zdziwiony jak urażony, przerwał Marcinowi, mówiąc mu ostro:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/316
Ta strona została przepisana.