dawczéj władzy, iżbym powodowany wspólnym naszym i naszych dzieci interesem, mógł dopomódz do jak najmocniejszego ukucia siodła, wędzidła i pęt na to dzikie zwiérzę... z których uwolnić się nie miałoby ani siły ani nawet chęci. Bo to zgłodniałe bydlę, wielce pragnie własności; ja zaś tę mam słabość że chcę aby majątek mój, po mojéj śmierci przeszedł w ręce mojego syna i następnie skóro Bóg pozwoli, aby znowu syn jego odziedziczył po nim tak jak ja odziedziczyłem po moim ojcu. Jakoż, rzeczone dzikie zwierzę chciałoby odziedziczyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ale, kiedyśmy do tego przyszli... moi panowie... wypijmyż za nieograniczone okiełznanie tego dzikiego zwierza.
I obróciwszy się do Marcina, zawołał:
— Podaj likwory...
Zaledwie hrabia tych słów domówił, wtem Marcin, rzucił się ku niemu z okrzykiem przerażenia, silnie go odepchnął, za jednym rzutem przeskoczył framugę okna, na blizko cztéry stopy wysoką i wpadł w krzaki w których skrył się wykradacz. I w téj chwili, w tém miejscu, rozległ się wystrzał wpośród ciemności.