i gorzkim i przymuszonym uśmiechem, kończąc swoje tlómaczenie. No, moi panowie, niema o czém myślić: to należy do dzielnego Beaucadet wachmistrza od żandarmerii, którego każę tu jutro sprowadzić aby wysłuchać moich zeznań... Marcinie, idź, niech ci rękę opatrzą... Uważam że dobry z ciebie sługa... a co do nikczemnika który cię zranił... chociaż umknął, Beaucadet potrafi go wyśledzić; a potém pewny jestem, że mu wymierzą należytą sprawiedliwość.
Podczas gdy hrabia tych słów domawiał, pan Chaudavoine wydobył z kieszeni jakiś papier i uważnie go czytając nagle zawołał:
— Ah! to rzecz szczególna!
A gdy hrabia spojrzał nań, niby zapytując, pan Chauduvoine dodał:
— Ciągle mniemałem że ten ukryty człowiek mógł być zbrodniarzem zwanym Bamboche, dla tego odczytywałem jego rysopis, który wszystkim rozesłano, i który właśnie otrzymałem, nim przybyłem do pana hrabiego. Wyznaję, że ten rysopis, nie zgadza się wcale z portretem człowieka który zranił pańskiego służącego. Ale o to co najciekawsze: wspomnieliśmy przy obiedzie o téj sławnej Baskinie o któréj głoszono tyle dobrego i złego.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/326
Ta strona została przepisana.