Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/345

Ta strona została przepisana.

pod ciężarem straszliwéj myśli, wnet się podniosło dumne, zuchwałe; wzruszony głos uspokoił się i znowu zabrzmiał szyderczo:
— Ah, bah... to ta mała umarła?
— Tak jest... umarła...bacznie wpatrując się w syna powtórzył hrabia. Umarła! czy słyszysz? umarła!...
— Cóż stąd? z przerażającą flegmą odparł Scypio, — z twojéj strony piękny pojedynek z markizem... z mojéj kobiéta która się utopiła przez miłość dla mnie... to stawia nas obu na równi.
— Poczwaro! wrzasnął odchodząc od zmysłów hrabia.
— Zły graczu! wzruszając ramionami powiedział Scypio; i potem dodał spokojnie: a kiedyż zaczniemy grać na piękne?
I dobywszy piórko z kamizelki, zaczął wykałać zęby.
W obszernéj komnacie nastało straszliwe milczenie. Syn, tryumfował że dowiódł takiéj siły ducha; ojciec przeraził się tém co słyszał.
— On mię przeraża, spoglądając na Scypiona, półgłosem rzekł hrabia; a dodał wzruszony: Nie... niepodobna abyś w twoim wieku był już tyle zatwardziały... zwyczaj drwienia ze wszystkiego uniósł cię daléj jak sam chciałeś... jest to żart... ale żart... dziki... żałujesz go... i...