Scypio przerwał ojcu, mówiąc tonem dowiedzionéj wyższości:
— Żałuję... że położenie twoje wobec mnie jest tak fałszywe. Wszystko co teraz w napadzie cnoty, nazywasz mojemi występkami, zgrozą, dzikością, bynajmniéj nie krzyżowało nigdy twoich zamiarów. Śmiałeś się nieraz jak szalony z mojego łotrostwa, do którego zachęcałeś mię własném postępowaniem, które rmi za przykład przytaczałeś! Nieprawdaż? tak, czy nie?
I tym razem hrabia, ulegając nieodzownym skutkom wychowania i zgubnych zasad jakie wpoił w swoje nieszczęśliwe dziecko... nie mógł... i nie umiał zdobyć się na odpowiedź... Scypio bowiem miał prawdę po sobie.
— A gdyby i tak było! zawołał hrabio, a gdyby moja drażliwość, moja moralność, jeżeli wolisz... dla tego tylko budziła się we mnie, że tu idzie o twój własny interes?
— O mój interes? jakto?
— I któż ci powiedział że pragnąc zostać deputowanym, że nie myślę równie o twojéj, jak o mojej przyszłości? A ze względu na pannę Wilson, czyliż nie mam prawa obawiać się, aby dzisiejsze okropności nie skompromitowały twojego z nią małżeństwa?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/346
Ta strona została przepisana.