W ciągu téj rozmowy, Scypio leżał rozciągnięty na fotelu i palił cygaro; czasem tylko wzruszał ramionami; a gdy wachmistrz wyszedł, rzekł do ojca tonem gorzkiej ironii:
— Przerwaliśmy naszę rozmowę na dosyć groźném puruszeniu... z twojej strony... Chciałeś, podobno, podnieść na mnie rękę...
— I źlem uczynił, przebacz... zimno odparł hrabia; gwałtowność nic nie dowodzi, nic nie przyspiesza. Wolę raczéj powiedziéć ci wyraźnie: za piętnaście dni, bezwarunkowo, i nie wychodząc na krok z zamku, ożenisz się z Rafaelą Wilson.
— Ah! bah! ożenię się?... tak?... po prostu?...
— Ożenisz się... tak, po prostu, najspokojniéj odrzekł hrabia.
— Czy już mi żadnego innego nie nastręczysz małżeństwa? — wstając z fotelu zapytał Scypio.
— Żadnego...
— No, to dobra noc, — dodał wicehrabia i zmierzył ku drzwiom, a gdy już trzymał za klamkę, obrócił się i rzekł:
— Słuchajno, tylko niech ci się nie przyśni pani Wilson, bobyś mógł zachorować.