znalazła gdzie robotę, to ci nawet i na chleb nie starczy.
— Prawdo.
— Cóż począć?
— Mój Boże!... ja nie wiem.
— Jednakże, — z pewnym rodzajem bolesnéj niecierpliwości, i po dosyć długiem milczeniu rzekła znowu dzierżawczyni: niepodobna ścierpiéć aby dwoje starych biedaków, bez żadnéj winy, tak od razu, znalazło się bez schronienia, bez chleba; nie, nie... tego ścierpiéć niepodobna.
— I któżto nie ścierpi tego, moja żono?
— Ja nie wiem, ale świat nie powinien opuszczać biédnych boskich stworzeń.
— Tak to mówią wszyscy nieszczęśliwi, moja biédna żono.
— Prawda; z gorzką boleścią rzekła dzierżawczyni; żyj jeżeli możesz, umieraj jeżeli chcesz, oto nasze przysłowie.
— Oj! zapewne że tak. Bo i komu się użalić? i na kogo?... na pana hrabiego?... wszakże on jest w swém prawie... nie nasza wina że mu płacić nie możemy, ale téż i nie jego.
— Za nadto nam podwyższył dzierżawę.
— Mogliśmy byli nic podpisywać kontraktu.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/384
Ta strona została przepisana.