Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/389

Ta strona została przepisana.

— Jakie ma być lepiéj, panie Bête-Puante, śmierć tej biedaczki, ogłoszona licytacja naszego majątku... to wszystko razem w rozpacz go wprawia... nie wiemy co się teraz z nami stanie.
I nieszczęśliwa otarła łzy, które wobec męża powstrzymać umiała.
— Cóż robić, biedacy, prawo jest za panem hrabią...
— Tak, niestety!
— I do hrabiego Duriveau nie możecie miéć żadnéj pretensyi.
— Niestety! nie możemy.
— Niestety tak, niestety nie! szyderczym wybuchając śmiechem zawołał wykradacz.
— Panie Bête-Puante nie rozumiem.
— Mówię że hrabia jestto bardzo zacny człowiek, a jego syn bardzo miły młodzieniec! Ja ich bardzo kocham; ale dosyć tego. Poczciwy Chervin nie powinien wątpić o sobie, nie powinien leżeć w łóżku; owszem niech wstaje koniecznie, niech chodzi, niech nabierze odwagi... jeszcze go przecież nie sprzedano, a do jutra... daleko.
— Jakże chcesz panie Bête-Puante, aby mój mąż wstał, aby sił nabrał? kiedy nic jeść nie może, a do zsiadłego mleka wstręt czuje.