Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/394

Ta strona została przepisana.

gwałtowność słów hrabiego, słuszne powody twojéj nienawiści ku niemu...
— Zaraz pomówimy o hrabi; ostro rzekł wy krajacz, a twoja matka?
— Jeszczem jéj widzieć nie mógł, odpowiedział boleśnie znękany Marcin; lękam się zbyt silnego jéj wzruszenia. Osoba do któréj ją przedwczoraj przeniesiono, dała mi znać dziś rano że stan zdrowia kochanéj matki przynajmniéj nie pogorszył się.
Wykradacz zwiesił głowę i westchnął głęboko, a łza spływała mu z oczu i zgubiła się w siwéj jego brodzie.
Po krótkiém milczeniu, Marcin pokonywając wzruszenie odezwał się znowu:
— A Bruyére? moja biédna siostra?
— Pisałem ci że jéj nie grozi żadne niebezpieczeństwo... jednak mocno jeszcze osłabiona... Jutro będziesz ją mógł widziéć.
— Biédne dziécię, z goryczą powiedział Marcin, dowiedziałem się jednocześnie... o jéj istnieniu i o nieszczęściach które ją tak wcześnie nawiedziły... tak wcześnie... Ale nie zwodzisz ty mię Klaudyuszu? czy pewno obaczę ją jutro? czy istotnie nie grozi jéj żadne niebezpieczeństwo?