A potém, zwracając się do Marcina dzikim i stanowczym głosem dodał:
— Powiadam ci więc, że niezwłocznie należy dać przykład straszny, rozgłośny, zbawienny, któryby przeraził złych, a dobrych utrzymał na prawej drodze....
Marcin w milczeniu słuchał tych słów dzikiéj zapalczywości.
Nieraz zaczerwieniło się jego czoło, zaiskrzył się wzrok, nieraz zdało się że wstrząsa nim straszne postanowienie wykradacza.
Dopiéro po niejakieé chwili czułym i smutnym głosem odezwał się do Klaudyusza:
— Wiele i długo cierpiałeś Klaudyuszu.... a te cierpienia twoje pogorszyła samotność dzikiego życia na jakie się skazałeś od czasu jak....
— Dosyć tego... głucho zawołał wykradacz, jeszcze rana niezgojona.
— Tak jest... widzę ją, widzę tę krwawą ranę, będę więc milczał Klaudyuszu, nie przypomnę ci jakie katusze człowiek znosić potrafi, mianowicie człowiek z twém sercem kochany Klaudyuszu... ale najdotkliwsze cierpienia.... najsprawiedliwsze żale człowieka jak ty... nie skłonią nigdy do gwałtu lub morderstwa.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/408
Ta strona została przepisana.