minają o wpuszczeniu młodéj i dobroczynnéj krwi W wyczerpane żyły starca rozwiozłością zniszczonego.
— A wszakże ci mówiłem że potrzeba krwi! z dzikim tryumfem zawołał wykradacz.
— Nie, Kiaudyuszu, krwi nie trzeba; ale ta krwawa i kłamliwa historya na przedziwny pomysł naprowadziła mojego mędrca... Jedwabne i złote obicia, przesiąkłe zgubną wonią, pokrywając ściany tego wspaniałego mieszkania, utrzymywały je w półcieniu. Obicia te zerwano, a dobroczynne słońce zewsząd przenikło i wnet, z rozkazu mędrca, ściany ustąpiły miejsca mnóstwu zielonych gałązek, świeżym szczątkom drzew żywicznych i balsamicznych, obficie wyziewających gaz, który jedynie oczyszcza i używotnia powietrze; potém młode i silne mamki kolejno niosły do konających ust chorego swe żyzne piersi. O cuda! zaledwie ten ożywczy pokarm zwilżył jego wyschłe usta, zaledwie odetchnął zdrowém i świcżém powietrzem, jakie wyziewały gałązki ocieniające jego łoże, wnet czuje chory że do życia wraca! jego wycieńczona, zepsuta krew, odnawia się; już ocalony, żyje... a ocalenie jego nic potrzebowało ani łez, ani krwi... Czyste i posilne mleko, kilka świeżych i zielonych gałązek, promienie do-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/417
Ta strona została przepisana.